Korzystając z chwili lepszego samopoczucia (oj, cierpię okrutnie przez ostatni tydzień), wrzucam kolejne zdjęcie stwora z masy solnej :)
Opatulony w szalik stwór może śmiało mierzyć się z zimą. Ja natomiast od wczoraj leżę w łóżku i umieram. I oczywiście nie zrobię kartek świątecznych ani innych zaplanowanych wcześniej rzeczy. Zamiast cieszyć się przedświątecznym czasem, walczę z nudnościami, zawrotami głowy i innymi tego typu "kwiatkami". I wcale nie jestem w ciąży.
Kot w szalu piękny. Zima mu nie straszna. A Tobie Martuś, życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Mam nadzieję, że to tylko paskudny wirus. I że sobie pójdzie tak szybko, jak przyszedł. Kartkami i przygotowaniami się nie przejmuj, święta i tak bedą. Ważne, żebyś Ty się dobrze czuła. Ściskam Cię mocno, 3maj się
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu, na szczęście to tylko objawy "polekowe" i prędzej czy później wszystko wróci do normy, ale przyznam, ze już się doczekać tej normy nie mogę! :)
OdpowiedzUsuńfajny ma szalik, a Ty kuruj się i zdrowiej, żeby móc się cieszyć Świętami :)).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nic poważnego! Uważaj na siebie!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuńZdrówka. Żeby przyszło jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńDołączam się do życzeń :) Szybkiego powrotu do zdrowia, bo przecież święta idą :D P.S. Kot jest cudny :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Życzenia poskutkowały, jest mi coraz lepiej :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze u Ciebie juz lepiej :) Szalik kota miażdży!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Już jest ok :)
OdpowiedzUsuń